
A zaczęło się zupełnie inaczej. Zaprzyjaźniona Anna, przyjechała któregoś razu do mnie,
że swoimi przyjaciółmi żeby coś ode mnie kupili - jakieś grafiki czy obrazki.
Pooglądali, kupili, pogadaliśmy przy kawie i herbacie.
I już wychodzili, gdy Pan Piotr zagadnął mnie o dwie drewniane omegi stojące na podwórku.
Mówię mu że jestem żeglarzem i parę lat temu ściągnąłem te wraki z myślą o remoncie,
niestety choroba i niepełnosprawność, pokrzyżowały te plany.
A on na to, ż też jest żeglarzem, że mają z przyjacielem łódź żaglową - sasankę,
na Mazurach, w Bogaczewie, na jeziorze Bocznym, niedaleko Giżycka..
Od słowa do słowa, zapytałem, czy byłaby możliwość popływanie na niej,
ja już dziesięć lat nie żeglowałem.
Powiedział, że nie ma sprawy. Co mnie szalenie ucieszyło.
Spotkaliśmy się za jakiś czas, bowiem zamówił u mnie karty wielkanocne
z moimi grafikami. Omówiliśmy się, że za te grafiki będę mógł po życzyć łódkę
na parę dni. A chodziło mi o konkretne dni, kiedy Tosia ma zabukowany tygodniowy rejs,
i właśnie w tym czasie chciałem popłynąć z Aurelią, Marcinem i Wiktorem - dwuletnim,
niejako towarzysząc Tosi w jej rejsie.
Na razie umówiliśmy się na sobotę 21.05. że Pan Piotr zabierze mnie z chałupy i pojedziemy
na łódkę, gdzie będzie również jego wspólnik do łódki. Pan Antoni, w zdrobnieniu, Tosiek,
czyli jak moja wnuczka Tosia - jak fajnie wyszło.
Pogoda była wspaniała, słonecznie i bardzo ciepło, Oni wymyli pokład,
zakładali relingi i grota na bom, jednym słowem gotowali łódkę do wyjścia.
Ja w tym czasie zrobiłem na metalowym rumplu oplotkę z linki,bo mam awersję do metalu.
Zawsze będzie przyjemniej trzymać w ręku linę chociaż też nie bawełnianą,
a z jakimiś sztucznymi tworami, ale jednak nie metal. Zrobiłem pomiary jarzma sterowego,
bowiem za ich życzliwość postanowiłem wyposażyć łódkę w rumpel drewniany, gięty, klejony.
Trzy lata temu zrobiłem takie dwa, leżały w sklepie żeglarskim w Giżu,
ale nie było chętnych - nie znają się. W końcu jeden kupił mój przyjaciel “Kudi”,
do swojego “Tanga”, a drugi teraz trafi na “Sasankę” przyjaciół.
Oni byli bardzo zadowoleni z tego faktu, chociaż Piotr wyrażał obawy, czy taki drewniany
rumpel będzie wystarczająco mocny. Mam nadzieję że tak - zrobiłem ich kilka
i wszystkie służą już paręnaście lat i nie było wypadku złamania się.
Oczywiście taki rumpel wymaga corocznego konserwowania,
ale w tym, dla prawdziwych żeglarzy jest cała frajda - szykowanie sprzętu do sezonu.
Ale za to jaka przyjemność trzymać w dłoni, ciepłe, przyjazne, słoneczne drewno.
Nareszcie poczułem po dziesięciu latach to wspaniałe kołysanie - chciałem powiedzieć - pod stopami.
Ale i tak jest to wspaniałe, gdy masz świadomość, że wystarczy postawić żagle
i można wyruszyć na poszukiwanie kolejnej przygody.
“Ahoj przygodo, przygodo, ahoj” - jak mawia obierszyświat Fredman
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz