środa, 2 marca 2011

oczekiwanie w roku 2011

 ...”Piękny, słoneczny poranek, my z Tosią gramy w piłkę na łące, dzieci zbierają manele.
Idziemy do chałupy gdzie jest jadłodajnia, umówiliśmy się wczoraj, na dzisiejsze śniadanie.
To stare zabudowania gospodarcze adoptowane na cele usług turystycznych.
Ładne zadbane podwórko, na stodole obok tarasu gdzie jemy śniadanie
- ogromne gniazdo bocianie na którym uwijają się boćki klekocząc bez przerwy,
może denerwują się naszym sąsiedztwem.
Ale chyba to inny powód.
Stół przy którym jemy ustawiony jest na dużym ładnie utrzymanym trawniku.
Ale Tosia woli stromy wjazd na podwórko, wybrukowany granitową kostką, żeby trenować
chodzenie, a właściwie jakieś staczanie się, chociaż na nogach, z tej górki.
Nie interesują  jej bociany, ani gładka, pachnąca trawa wokół stołu.
Woli w jakimś akrobatycznym tańcu zbiegać z tej górki, co oczywiście kończy się
wielkim “Buch” i jeszcze większym płaczem.
Ale nie zrobiła sobie krzywdy, dzieci umieją padać,
a w końcu mają o wiele bliżej do ziemi”

To fragment “Dziennika pokładowego” z rejsu po jeziorach mazurskich, gdy Tosia miała rok i dwa miesiące,
w Roku Pańskim 2000

a ja czekam na moje bociany teraz, w Roku Pańskim 2011,
dam znać kiedy przylecą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz