piątek, 27 maja 2011

Nie odbierajcie mi mojego nieba..

 
 Wraca sprawa elektrowni wiatrowych. Nie dadzą  pożyć, muszą wpieprzyć
swoją cywilizację człowiekowi na głowę.
Pamiętam jak na zebraniu z przed roku w Gminie, jakaś pani powiedziała,
że tylko obcy, “warszawiacy” - jak oni nas nazywają - a więc tylko my nie
chcemy wiatraków. My którzy mamy najmniej do powiedzenia.
A oni, miejscowi chcą lepszego życia, cywilizacji, pracy.
Tylko że te wiatraki nie dadzą im lepszego życia, nie dadzą pracy,
a jedynie spieprzą krajobraz, który staje się  coraz rzadszym w Europie.
Tym samym, dobrem coraz bardziej cennym. 
Właśnie to my pogardliwie nazywani “warszawiakami”, mamy tego świadomość,
i dlatego walczymy o te resztki naturalnego krajobrazu.
Dobrze wiem, po kilku latach mieszkania wśród tych ludzi, że nikt z nich
nie zwraca najmniejszej uwagi na krajobraz. Najchętniej by wycięli
wszystkie drzewa, zrównali buldożerami te malownicze pagórki, wyprostowali
i zaasfaltowali  te malownicze, kręte wiejskie drogi. Wystrzelali by, albo wytruli
wszystkie żurawie, bociany, zające, dziki, sarny.A i skowronki, i jaskółki,
a nawet wróble. Wszak już dawno temu Chyła jak prorok śpiewał,
“Chłop żywemu nie przepuści,  jak się żywe napatoczy, ukatrupi je ajuści”.
Postawili by wiatrak przy wiatraku i słuchali śmiertelnie kojącego,
szumu wiatraków Popijać wódę zakupioną za pieniądze z ewentualnych
i wątpliwych  zysków za dzierżawę terenu pod wiatraki.
Nareszcie  “żyli by jak pany” .
Jakież to smutne, już nawet nie wkurzające.  Bo jak walczyć z trwałą,
wyssaną z mlekiem matki (zmieszanym  z alkoholem), dziedziczną, 
niezniszczalną - ludzką głupotę i krótkowzrocznością.
Nie da rady, trzeba by zastosować ich metodę na “żywe” - ukatrupić ich ajuści.

Jak zauważyliście, nie poruszam na tych stronach spraw społecznych,
kontrowersyjnych, bolesnych. Wolę  pisać o  rzeczach i zdarzeniach,
miłych, pozytywnych, optymistycznych. .
Niestety dopadła mnie i chwyciła za gardło - brutalna rzeczywistość.
Jak się dowiaduję, że sprawa elektrowni wiatrowych znowu nabiera rozpędu.
Gdy my walczący, naiwni myśleliśmy że wygraliśmy i bociany zostaną
- że ta sprawa wraca i coraz więcej miejscowych, dotąd przeciwnych
daje się naciągać przez firmy, które wietrzą w tym pieniądze,
nie gwarantując żadnych dla ludzi których przekabacili 
- to się ”nóż w kieszeni otwiera”.
Oczywiście taki baran, też nazywany “warszawiakiem” - co dla mnie
jest policzkiem - co kupił sto hektarów, za  jakieś niewiadome pieniądze 
(ma  z dopłat unijnych niezły grosz - za  frajer), który tu nie mieszka
i ma w dupie krajobraz, a tylko wietrzy interes, da się na to namówić.
Nie mogę się powstrzymać od  wyrażenia swojego żalu i oburzenia.
Weźcie szczury biznesu, hieny  i szakale zysku i mamony,
zrównajcie z ziemią, na płasko, to wszystko co Pan Bo stworzył,
potem to zabetonujcie i patrzcie na to ślepymi oczyma.
Najchętniej widziałbym was  wszystkich rzędem, jak te wasze wiatraki,
zabetonowanych po kolana na tej pustyni, razem z tymi głupcami
których kupiliście - jak wszyscy  zdychacie z pragnienia.,
nie słysząc szumu wiatru w liściach topoli i nie słysząc śpiewu skowronka,
ani klekotu bociana na gnieździe.
Niech wam marsza pogrzebowego grają surmy waszych wiatraków,
po kres waszych dni i dalej - po wieczność. Głupcy.

Miasteczko Bisztynek, należy do stowarzyszenia “Citty słow”
- miast wolno i naturalne żyjących.
Wystąpię do kapituły stowarzyszenia, żeby Bisztynek
wykluczyć z niego. Nie zasługuje na to by być w takim towarzystwie.
Niech wali jak ślepiec, do nowoczesności - po trupach natury.

Widziałem wczoraj, wracając z Mazur, z nad jezior, z łódki “na wiatr”
- bo tylko takimi żegluję - farmę wiatraczną koło Reszla - straszne to.
Widziałem to z odległości paru kilometrów,
a nie nad sobą, gdy zasłania mi niebo.
Nie odbierajcie mi mojego nieba.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz