sobota, 7 maja 2011

zakurzył, zadymił, i zniknął...

Julek przysłał mi dwa zdjęcia ze swojej pracowni w nowym miejscu,
 gdzie jeno szum drzew i świergot ptaków.
Niby wspaniale, ale to go nastraja melancholijnie.
A ja myślę, że to nie miejsce, ale wnętrze tak nastraja.
Chociaż mnie w ostatnich latach w Warszawie, było nie melancholijnie
- ale teraz z perspektywy widzę - przerażająco.
A tutaj jest wspaniale, chociaż nie lekko.
Na jednym zdjęciu Julek, nad swoimi pracami, na drugim rozłożone moje.
Wspominał kiedyś o wspólnej wystawie, gdzieś, może w Perugii.
Ale jak będzie to dobrze, a jak nie, to też nie najgorzej.
Ale fajnie jest widzieć, że gdzieś na drugim końcu Europy,
w jakimś zagubionym i malowniczym miejscu,
siedzi przyjaciel nad swoimi i moimi pracami i zastanawia się,
jaki też będzie następny ruch. Ruch ręki, ruch pędzla.
 Może tylko jakaś myśl nieskładna, nie do końca wypowiedziana przemknie.
Przemknie i zanim ją sobie uświadomimy, gdzieś uleci.
Jak wiatr wiosenny co podniósł mały obłoczek kurzu z drogi
- zakurzył, zadymił, i zniknął.
 
 A Julek ma na głowie “pilotkę”-
Chciałoby się krzyknąć -”Zdejmuj tę pilotkę,
jak one żyją, to i my żyjemy”
Julku, zostań w tej pilotce, ale wiedz,
że jak moje bociany żyją to i my żyjemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz