niedziela, 15 maja 2011

między Tuwimem i Hrabalem.

                         Wymiana listów na temat nowego radia między przyjaciółmi: 
                         Odbiór czasami udaje się poprawić przez podłączenie do anteny tv.
                         Jednak nie każdemu wychodzi to na zdrowie.
                         Pod koniec lat sześćdziesiątych Pan Sławek (facet Malitkowej,
                         u której mieszkałem na Prusa we Wrocławiu) próbował zastosować
                         mój pomysł i spadł śmiertelnie z balkonu drugiego piętra.
                         Dobrze, że mieszkasz niżej
                         Konał biedak ładnych kilka godzin w szpitalu.
                         A ja musiałem z Malitkową pójść powiadomić żonę i córkę tego Sławka,
                         porządni ludzie, reakcja spokojna, bez agresji do Malitkowej.
                         Malitka w tym czasie odsiadywał 9 lat za usiłowanie
                         zabójstwa Malitkowej siekierą. Z zazdrości trochę o tego Sławka,
                         a trochę z żalu, że nie uczestniczył w libacji.
                         Jednak siekiera (nie trzonek) złamała się po uderzeniu w łeb Malitkowej,
                         rozwaloną miała tylko rękę, którą się zasłoniła. - Siedź tu kurwo i czekaj,
                         mam w aktówce drugą siekierę - powiedział Malitka. Faktycznie, miał.
                         Siekiery były jego narzędziami pracy, robił w melioracji.
                         Malitkowa jakoś uciekła, 
                         ja byłem jednym z głównych świadków na procesie.
                         Malitka był mniej więcej mojej postury z lat sześćdziesiątych
                         (pięćdziesiąt parę kilo), a Malitkowa około setki kilogramów,
                         ładnie i proporcjonalnie zbudowana.
                         Potrafiła w ciągu dnia wypić dwa litry wódy i funkcjonować.
                         Jej popisowy numer to pozwolenie facetowi, który nie wiedział,
                         ścisnąć jej dłoń swoimi dwiema z całej siły.
                         Nie było widać, że ją boli.
                         Potem ona, w rewanżu brała w uścisk (jedną ręką) dłoń faceta
                         i ten musiał przed nią klęknąć z bólu.  Jeszcze o Malitkowej?. 
                                                                       
                         Pewnie, że jeszcze 

No widzisz, jak można sympatycznie i z humorem opowiedzieć o krwawej łaźni.
Jest tu trochę klimatu Hrabalowskiego - śmiech przez łzy.
Vide “Pociągi pod specjanym nadzorem” i pieczątki na pupie kasjerki
na stacji “Chandra Unyńska” . Uwielbiam takie paralele.
To jak opowieści Faulknera, pełne nie kończących się dygresji.
I w ten sposób przyjacielu znalazłeś się między Tuwimem i Hrabalem.
Sam chciałbym się tam znaleźć.
 Nie tak jak w dzisiejszych kretyńskich i odrażających powieściach,
a szczególnie  filmach, gdzie krew, bez umiaru leje się hektolitrami.
Wiesz, to jak stare filmy o rozbójnikach,
czy nawet mafii - na przykład, gdzie nie epatowano widza litrami krwi
i anatomiczną dokładnością odrąbanych członków.
To jest ta wulgarność i brak wszelkich moralnych i estetycznych zahamowań.
To jest odrażające.
A twoja opowieść jest sympatyczna.
Widać w niej jakieś uczucie do bohaterów. Nie powiem miłości,
ale sympatii i zrozumienia, chociaż i podkpiwania.
Żebysz to ludzie mieli taki zdystansowany i z przymrużeniem oka,
stosunek do otaczającej nas rzeczywistości, do swoich bliźnich.

Ilustracją są styliska, które zrobiłem do moich licznych siekier,
 chociaż nie robię w melioracji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz