poniedziałek, 16 maja 2011

cóż za paradoks...


Parę lat temu dostałem do renowacji kapliczkę, która trochę ucierpiała
od mrozów, wichrów i deszczy. Stoi przy Nadleśnictwie w Bartoszycach.
Musiałem parę fragmentów zrekonstruować, a ten balkonik z balustradką, zrobić nowy,
jak również dać nową dolną część krzyża, która zmurszała.
Ale zrobiłem kilka zdjęć z różnych ujęć i postanowiłem zrobić replikę.
Od postanowienia do realizacji minął rok, ale zrobiłem ją.
Z kapliczką nie było problemu.
Problem był z postacią Chrystusa, bo była to chyba autentyczna,
barokowa rzeźba, zapewne skądś zabrana, z jakiegoś kościoła, nie wiem.
Ale widać było pewien dysonans między
barokową, pełną ekspresji postacią Chrystusa
- a kapliczką która miała dość typową konstrukcję oraz wystrój i ornamentację.
Ciekawy jest również kartusz, który absolutnie nie pasuje do architektury kapliczki.
Tym bardziej, że jest on pusty, gdzie powinny być inicjały, data czy inny tekst.
Problem polegał na tym, że była to piękna rzeźba, realistyczna ale pełna ekspresji.
Ja nie jestem dobrym rzeźbiarzem, dlatego cholernie się męczyłem z nią,
chociaż ja robiłem w lipie, a oryginał był rzeźbiony w dębie i miał piękne pęknięcia
i wypłukane przez deszcz,  śnieg, i wiatr - słoje.
Ale ciekawa rzecz, jeden z przyjaciół, który zobaczył tę postać, mówię o oryginale
 - powiedział, że nie podoba mu się ona, ponieważ jest zbyt powyginana, wręcz pedalsko.
Cóż za bluźnierstwo. A jednak nie, bo mówimy o rzeźbie,
o dziele  sztuki, o tworze człowieka, artysty.
I jak się nad tym zastanowić, to można by powiedzieć,
że komentarz może być bliski prawdy.
Wielu genialnych artystów było gejami. Dzisiaj to jest do przyjęcia i nie wywołuje emocji.
A zatem twórca  mógł w rzeźbionej postaci przedstawić
swoje fascynacje erotyczne - nawet  podświadomie.
Trzeba też liczyć się z tym, że przedstawiane postaci  w różnych epokach wyglądały różnie.
A ta, będąca rzeźbą  barokową, była poddana kanonom tej epoki.
Kapliczka oryginalna wróciła na swoje miejsce, a moja replika na ścianę chałupy.
By po  latach trafić do jednego z przyjaciół w Kłodzku,.
Na ścianie został jedynie krzyż żelazny, kuty, który uratowałem z jakiejś drogi wiejskiej,
gdzie leżał w zburzonym postumencie i niechybnie trafiłby na jakieś złomowisko.
Na “połówkę” by było.
A drugi drewniany zrobiłem sam, robiąc mosiężne,  dekoracyjne okucia na jego końcach.
A Chrystus jest odlewem  cynowym, przyniósł mi go połamanego sąsiad, Kazik, myśląc
- i słusznie, że go uratuję.  Chrystusa, nie Kazika.
Jak widać byłem ratunkiem dla Chrystusa - cóż za paradoks.

A na dole zdjęcie lustra na skrzyneczce z szufladami i sekretnym zamkiem,
oczywiście też drewnianym, który uwalniał rygiel szuflady.
Zrobiłem to na  zamówienie przyjaciela, dla jego córki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz