sobota, 14 maja 2011

pejzaże, winiety

A com się namordował, żeby w ten brzozowo-osikowy pejzaż
wsadzić latarnię morską Kereon, to już moja słodka tajemnica.
W końcu udało się, tylko po to żeby zrobić winietę do bloga.
Winietę która byłaby wizytówką moich marzeń i fascynacji,
a jednocześnie była wizytówką mojego miejsca na ziemi.
To stawek przy drodze do Księżna, nad którym czasami udaje mi się
 zdybać czaplę brodzącą brzegiem.
Być może to ta co przedwczoraj leciała na obejściem,
na początku wziąłem ją za jakiegoś drapieżnika,
dopiero sąsiadka wyprowadziła mnie z błędu,
zwracając uwagę na  szyję złożoną na grzbiecie.
A nazajutrz rano obserwowałem przez chwilę takiego małego ptaszka,
to nie Pokrzewka Czarniawa, bo za duża, ale tak wyglądał.
Kręcił się po wisience.
Dzisiaj sad  wygląda smutno, bo zachmurzony i wietrzny,
ale zapewne cieszy się bo napił się deszczu.
Wczorajsza burza co szła gdzieś w okolicy dalekimi grzmotami,
zerwała część przekwitłych kwiatów z drzew. Ale dobrze, że trochę popadało
o czym świadczą kałuże na drodze, bo już było bardzo sucho.
A Lizus schował się w sieni, bo jak wszystkie psy boi się grzmotów.
Ciekawe dlaczego koty są obojętne na grzmoty i śpią sobie w najlepsze,
gdy pies podkula ogon i chowa się pod stół.
Jednym słowem życie toczy się swoimi utartymi koleinami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz