sobota, 14 maja 2011

liczyć, jak jajka - na kopy.

Jeden ze znajomych, stwierdził, że chyba prowadzę dziennik linorytów.
Tak, jest to kronika zamieszkania w siedlisku, kronika wypadków,
zdarzeń, zmian. Dotyczy to zarówno samej chałupy jak i obejścia.
Notuję na linoleum pory roku, pory dnia. Wschody i zachody słońca.
Jak również tych miejsc w okolicy do których dojadę na rowerze.
Zamieć na podwórku i mróz na szybach okien. I deszcz zmywający kurz z szyb.
Odloty i przyloty bocianów, wypasanie kozy, zakup kogutów, nową budę lizusa.
Karmnik dla sikorek i gniazdo bocianie.
Nie pominę też paru wiatraków które kręcą się w sadzie i przy budzie,
ani mojego gołębnika w którym aktualnie zabrakło gołębi.
Jak i kur w kurniku, bo wybiła je kuna, czy łasica i trzeba będzie kupić nowe.
Jest też zbiór kart Noworocznych, które robię od lat,
 ale wcześnie w innej technice - cynkografii.
A potem szukając czegoś, przerzucam szpargały i trafiam na blachę,
albo linoleum i nie pamiętam, że to ja zrobiłem - dziesięć lat temu,
dwadzieścia, trzydzieści. O cholera -” To jestem taki stary?”
“Ja to zrobiłem? Kiedy, dlaczego?”
Linoryty mam wszystkie, albo prawie wszystkie zeskanowane.
Ale wcześniejsze grafiki z  blach, niestety nie, poza kilkunastoma.
A jest ich około dwustu. Pewnie, że lepiej by było wszystkie wydrukować
i chociażby włożyć do jakichś  klaserów, i mieć.
Ale “skąd wziąć ludzi” do tej roboty.
Wydawałoby się, że nie jestem typem chomika - co jakiś czas robię czystki.
W końcu tych kilka, czy kilkanaście przeprowadzek w życiu,
też “oczyściło zbiory”.
Ale jednak zbiera się tych “skarbów” nie do wyrzucenia - od groma.
Jak miałem mniejszą “produkcję” to miałem jakiś zbiór podstawowy,
do ewentualnej ekspozycji. A jak się namnożyło tego, to już nie ogarniam.
Pamiętam, jak na którejś z wystaw  - chyba kolejna w Kłodzku,
Mira Bernat powiedziała - “Aleś ty tego natłukł”.
Czyli dobrze mówię, że powinienem liczyć - jak jajka - na kopy.

1 komentarz: