środa, 11 maja 2011

Są rzeczy na niebie i ziemi...

Opisałem przyjacielowi drobny incydent:
Rozmawiałem na skypie z Aurelią i ona mówi, że robi plakat do występów blues brothers
i że musi dodać jeden napis taką czcionką, prostą ze ściętymi rogami.
Ja pytam jak brzmi napis - "legend".

Piszę napis, znajduję czcionkę i w trzy minuty odsyłam jej.
A za chwilę dostaję emaila z oryginalnym plakatem , do którego miała dorobić napis

i okazuje się, że znalazłem jej identyczną  czcionkę i jeszcze jedną pokrewną.
Fajnie jest zdać sobie sprawę że rozmawiało dwóch fachowców,
a jednym z nich jest własna córka.
A w odpowiedzi usłyszałem:
Dobry kontakt z własnymi dziećmi nie ma ceny, szczerze grrratuluję.

Dziękuję. Ale jest w tym jeszcze coś. Świadomość, że ojciec nie jest jeszcze
starym “zgredem”, że się na czymś zna, że można z jego wiedzy skorzystać.
Znam to z autopsji o ile pamięć dopisuje, że starszych ludzi,
w tym i rodziców traktujemy na ogół - mówiąc delikatnie - z lekceważeniem.
Nie doceniamy ich wiedzy, ich doświadczenia, wydają się nam anachroniczni,
konserwatywni, nie rozumiejący nowych prądów, tendencji, kierunków.
Niezależnie od tego, czy w sztuce, czy ekonomii.
Pamiętam rozmowę z Aurelią sprzed lat na temat nowej, awangardowej muzyki.
Wtedy był nią Rap. Starałem się być nowoczesny, “na fali”, czy “w kursie”,
niestety jakbym nie słuchał rapu, nie był on, i nie jest do dzisiaj moją muzyką.
Ja mogę zrozumieć bunt i protest młodych ludzi. To jest ich prawo, a ogólniej,
prawo postępu, rozwoju. Ja rozumiem, ale ja nie czuję rapu.
 A dla mnie muzyka to jest kwestia czucia. Jest to gra na naszej wrażliwości,
podświadomości, jakiejś wiedzy, ale nie koniecznie. Bardziej to dotyczy muzyki klasycznej.
Ale na nic mi wiedza, ja i tak wolę Vivaldiego, od Bacha.
Dlatego, że jest w nim jakaś lekkość, radość - jego muzyka działa na moje zmysły.
Natomiast Bacha mniej. I nic to nie  zmieni, jeżeli  ktoś mi powie,
że Bach był genialnym kompozytorem, natomiast Vivaldi jedynie zręcznym.
Pomijam tutaj fakt, że wiele nowych, awangardowych “tryndów”,
jest jedynie modą, która przemija.
Jest w nich jedynie zaprzeczenie, czy bunt wobec zastanej sytuacji.
Ale często jest jedynie zaprzeczenie, a nie ma nowych wartości.
Stanisław Lem pisał pięćdziesiąt  lat temu, w “Wysokim zamku” z kpiną,
ale również z troską - o modach w sztuce. Oto znamienny cytat:

“ Wystawa mieściła się w dużej - pięknie sklepionej piwnicy,
eksponaty wisiały na jej ścianach nie otynkowanych, i jak zwykle - w takim miejscu,
tu i ówdzie tkwiły we wnękach cegły drzwiczki przewodów kominowych.
Stałem właśnie przed takim szybrem, zardzewiałym i opatrzonym w  rygielek nadwichnięty.
Natychmiast też estetyczna łuna, jaka biła dotąd w moje chętne oczy z owego szybra
przyćmiła się, gasnąc, on, zdemaskowany, uskromniony nagle,
stał się banalnym blaszyskiem kominowego przewodu,
a ja w niejakiej konfuzji oddaliłem się szybko z tego miejsca,
aby przed działaniami już autentycznymi na powrót wprawić się w odpowiedni stan,
to jest, dostroić ducha do wymagań, stawianych przez abstrakcyjną sztukę.”
No i tak od “Blues Brathers” do Vivaldiego, od Michała Anioła do Marcela Duchampa,
wędruję sobie po świecie fantasmagorycznym, w towarzystwie Aurelii.
Dla rozładowania “sieroznoj” atmosfery, kończę epitafium z grobu Duchampa:

"Poza tym (zresztą) to zawsze inni umierają".  

PS. Właśnie gdy kończyłem tę stronę, zadzwonił do mnie przyjaciel,
wychowawca, druh od wieków, z wiadomością, że jeden z naszych wspólnych
znajomych zmarł. Był w sile wieku, tak że nie ma w tym jakiejś tragicznej wymowy,
jedynie metafizyczna. Ta mianowicie, że w chwili gdy cytuję słowa epitafium,
dociera do mnie wiadomość o czyjejś śmierci.
Są rzeczy na niebie i ziemi, o których się filozofom nie śniło.
Niech to będzie mottem tej wypowiedzi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz