niedziela, 13 lutego 2011

"Rodzina, ach rodzina, nie cieszy gdy jest, lecz kiedy jej nie ma,,,"

...To jednak dla rodziców musi być przykre, kiedy dzieci silniej są związane emocjonalnie ze swoim wychowawcą szkolnym niż z nimi. Ale, umówmy się to ich wina. Zastanawiam się na ile ja, w relacji ze swoimi dziećmi potrafiłem ustrzec się tego błędu. Wydaje mi się błędu niezrozumienia. Chociaż mnie było łatwiej, bo jako artysta rozumiałem aspiracje artystyczne dzieci, tym bardziej, że sam niejako popychałem je w tym kierunku. A co miała zrobić moja mama, prosta dziewczyna ze wsi, która trafiła do wielkiego miasta, do wielkich możliwości i wielkich pokus. Była zagubiona, a jednocześnie kochając swoje dzieci – ambitna. I próbowała tą swoją ambicję przenieść na nas. Tylko że jej ambicja była zaściankowa, uboga, wiejska. Marzenie by syn został urzędnikiem w gminie, tam najdalej sięgała. I nie mogła się pogodzić, że jej syn jest artystą, czyli bez zawodu, komediant, pogardzany i wyśmiewany w jej rodzinnym środowisku. I żadne moje większe czy mniejsze sukcesy nie cieszyły i nie satysfakcjonowały jej. Bo to były dla niej szalbierstwa, sztuczki kuglarskie, ale nie praca. Dla kogoś kto w pocie czoła od jutrzenki po zachód słońca ciężko pracował w polu i zagrodzie, to moja praca nie była pracą, lecz jakimś oszustwem, blagą. Nie, nie mam żalu, szkoda, mi tylko mamy, że w jej mniemaniu nie spełniłem oczekiwań bo poszedłem dalej, poza jej wyobraźnię. Takie to refleksje mi się nasunęły w ten piękny, niedzielny poranek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz